Kolega był na delegacji w Belgii. Wrócił wczoraj i tak opowiada, że nazwoził prezentów, a najczęściej "proszoną" rzeczą dla znajomych były... pigułki po, czy też "awaryjne". Łącznie przywiózł ich 11, w tym jedną dla mnie.
Kupił je w aptece, 10 ojro za sztukę. Farmaceutka ponoć dziwnie patrzyła, ale gdy powiedział, że jest z Polski i koleżanki prosiły, sprzedała bez problemu.
I tak sobie kombinuję. W Polszy tabletka kosztuje od 60 zł (najczęściej ok. 80) do 120. Żeby ją dostać, czasami trzeba się nałazić jak na pielgrzymce do Jasnej Góry, a lekarz potrafi kobitę zmieszać z błotem (mi samej zdarzyło się usłyszeć "ale przecież na pewno pani nie zajdzie w ciążę!", "było czekać do ślubu" oraz "to tabletka wczesnoporonna i nie będę pomagać w zabijaniu dzieci"). Potem można się odbić od apteki, ale to już na szczęście rzadko.
I tak siedzę i myślę - hormony to nie cukierki i nie powinno się ich łykać zamiast używać prezerwatyw, ale jednak na Zachodzie jakoś taka sprzedaż działa. Dlaczego u nas "antykatolickie piguły" są tak wymęczone i trudne w ogóle do dostania?
Offline
Pupilek Lucyfera
Na zachodzie zrozumieli banalną rzecz. Jak ktoś jest katolikiem to takiej pigułki po prostu nie kupi. A jak ktoś decyduje się wykonywać zawód wymagający sprzedaży farmaceutyków, wykonywania aborcji, in vitro i czego tam jeszcze kler zabrania to wie, że musi zostawić swoje prywatne poglądy w domu. W UK lekarz nie zgadzający się na wykonanie aborcji nie ma prawa zrobienia specjalizacji z ginekologii. A lekarz nie zgadzający się na przepisanie antykoncepcji czy pigułki "po" nie ma prawa zostać lekarzem. No ale w Europie pozycja biskupów jest o wiele słabsza niż w Polsce.
Offline
No właśnie- na zachodzie ta sprzedaż działa... bo nie ma w żadnym narodzie takiego katolickiego nadęcia i wpływu na ten przykład na medycynę. Sprawa jest prosta i trzeba na nią po prostu spojrzeć z różnych perspektyw:
--> jesteś lekarzem, to wykonujesz swoją działkę od początku do końca, bo za to ci płacą. I nie ma, że jakaś wyimaginowana klauzula nie pozwala- albo albo.
--> jesteś pacjentem-katolem, to sam będziesz to omijał szerokim łukiem i stosował jakieś kalendarzyki i obserwacje, czy co tam.
--> jesteś pacjentem-nie katolem, to jak zajdzie taka potrzeba, to kupisz i nikt ci nie będzie utrudniał i jeszcze na dokładkę wyzywał.
Ale to raczej kwestia tego, że u nas dalej jest taka mentalność ze średniowiecza- Kościół o wszystkim decyduje za ciebie, ty musisz tego słuchać i przestrzegać, inaczej "won do piekła ku*wo wściekła". Plus za to, że niejednokrotnie trafia się na takich dewotów, co to próbują być świętsi od papieża i też wychodzi co wychodzi...
--//EDIT
Widzę, że mogę sobie przybić piątkę z Archeo, bo myślimy tak samo
Offline