Nie wiem jakim cudem historia z pociągiem mi umknęła Ja bym się po tym parku pokręcił, gdzieś tam musiał być Michael Bay
Offline
Hmm, te historie Paramounta przypomniały mi o tym lekarzu, którego pisemny butthurt był jednym z najgłupszych, jakie kiedykolwiek widziałam. Koleś nazywał się Penetrator i, o ile mnie pamięć nie myli, miał w obrazku jakiegoś gwiazdora porno. Jego argumentem było: minusujecie mnie bo jestem lekarzem, a wy jesteście sfrustrowani, beeee.
Mmm, pachnie malinowo.
Offline
Aaa, żeby to tylko ten jeden był... już ich całkiem sporo było- pomijając zupełne fantasy w stylu malinowej, czyli wielokrotny gwałt, stalking, kradzieże i co tam jeszcze, to takie wymyślanie połączone z autohejtem przy stwierdzeniu faktu pojawia się co jakiś czas. I jest coraz bardziej żałosne...
Nie wiem, czy to się bierze stąd, że dzieciaki mają za dużo wolnego czasu, czy się nawpie*rzały jakichś halucynogenów i "widzą", ale jak przykładowo czytałem "historię" bodaj Azteca o tym, jakim to on prawnikiem nie jest i jak to go nie okradli w warsztacie plus jakieś bzdury natury prawniczej, to po prostu mózg rozje*any...
Offline
Zmyśla i podrzuca- no fakt, punkt dla ciebie, ale jednego nie zaprzeczysz- zanim to porzucenie nastąpiło, to napłodziła tych wymysłów, nie? Był gwałt, był długotrwały stalking i jakieś domniemane przesuwanie rzeczy po mieszkaniu (i włamania do niego- coś tam chyba z lodówką było...), było porwanie, było pobicie... sporo tego było, wszystkiego już nie pamiętam, ale jakby taki Michael Bay zainteresował się jakimiś mroczniejszymi klimatami fantasy to scenariusz prawie gotowy- "Durne sprawy, wersja emo"
A ten "dochtór" (taa, specjalnie piszę "dochtór" bo coś mi się zdaje, że z prawdziwym doktorem to on ma mało wspólnego)? Podejrzewam, że to taka sama sytuacja, jak w przypadku historii tej "prawie że zabitej" laski przez Toyotę RAV4 i kontynuacji owego "dzieła" na yafudzie (całość jakieś 2 strony wstecz)... Całość to ewidentne bajdurzenie, każdy to mówi, rzetelnie wypunktowanych i udowodnionych faktów jest objętościowo więcej, niż całych tych wypocin, ale "wy się nie znacie! To ja mam rację, więc foH!". Czyli taki sam śmiechowy komentarz, jak ten pod którąś historią, że "wy nie widzieliście prawdziwych PIEKIELNYCH!!!" (jakoś tak to szło).
Offline
Jestem teraz w trakcie kościelnego kursu przyspieszonego, więc ta historia mnie rozbroiła http://piekielni.pl/60938
Raczej nie zniknie,ale wkleję:
Planujemy z narzeczonym ślub. Co prawda na sierpień przyszłego roku, ale...
Ja jestem ewangeliczką, on katolikiem. Ustaliliśmy, że ślub bierzemy u mnie w kościele, potem w razie czego dzieci zostaną ewangelikami, bo zgodnie doszliśmy do wniosku, że tak będzie łatwiej. Poza tym ani ja ani narzeczony nie przepadamy za wizytami w kościele.
Wielu naszych znajomych miało z nim problemy, gdyż nie toleruje on małżeństw mieszanych. Poradzili żebyśmy poszli po akt chrztu do niego jak najwcześniej.
Narzeczony poszedł, poprosił, ksiądz pyta po co mu to - narzeczony uczciwie, że do ślubu. Proboszcz wypytuje gdzie, jak to możliwe, że nie w tej parafii, jak dowiedział się, że w mojej miejscowości, w której jest tylko kościół ewangelicki, to ponoć naskoczyła mu taaka gula. Aktu chrztu narzeczony nie dostał.
Od znajomych dowiedzieliśmy się, że dostali akt chrztu na 3 dni przed ślubem (bo proboszcz i tak musi go wydać), tak więc do końca nerwówka a my, chcąc jej uniknąć niestety musieliśmy trochę pokręcić.
Narzeczony poszedł do kancelarii parafialnej kiedy proboszcza nie było. Ksiądz znów wypytuje go po co. Narzeczony bez mrugnięcia okiem mówi, że wyjeżdża za granicę i aktu chrztu wymaga pracodawca. Dostał go od ręki.
Dlaczego księża robią młodym takie problemy? Rozumiem, że znów ominie ich gotówka spływająca na tacę, no ale bez przesady...
Pominąwszy pewne problematyczne potknięcia stylistyczne autorki, bardzo podobają mi się cztery rzeczy.
1. Ksiądz ma pretensję, że ślub nie jest w parafii pana młodego - nie zawsze, ale tradycyjnie w Polsce przyjęło się, że ślub jest w parafii panny młodej i księża zwykle nawet nie pytają, kiedy ten ślub, a papiery panu młodemu wydają od ręki (to panna ma problem w razie odwrotnej sytuacji, cholera wie czemu)
2. Że księdzu nie podoba się małżeństwo mieszane, to rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego nie wydał aktu chrztu, bo ma takie widzimisię - nie może tego zrobić. Inna sprawa, że akt chrztu do ślubu (jak inne podobne papiery) jest ważny trzy miesiące, więc i tak nie mieliby po co go brać rok wcześniej - nie dostaliby.
3. Jak nie wydał, to od tego jest biskup, żeby go kopnął w tyłek
4. Kto uwierzy, że pracodawca żąda aktu chrztu...?
Offline
To ja jeszcze dorzucę ciąg dalszy wywodów pana Paramounta: http://piekielni.pl/60957
Ostatnio byłem na zakupach w znanej sieci sklepów z robalem na żółtym tle. Wybierałem sobie produkty spożywcze, i pakowałem je do wózka. Z nikąd pojawił się ochroniarz który zaprowadził mnie na zaplecze siłą, ja w szoku nie wiem co robić. Rzekł jedynie, że mam na terenie budynku niebezpieczną broń. Zgodziłem się za nim pójść. Na tyłach mnie przeszukał ale nic nie znalazł. Kazał czekać na policje, ale nie miałem zbytnio czasu więc i uciekłem ze sklepu. Facet gonił mnie do śmietnika, więc ja go kopnąłem w udo. Odwzajemnili mi się inni ochroniarze. Miałem złamany nos i ręke. Byłem na obdukcji, i zgłosiłem to na policje. Teraz trwa sprawa w sądzie, myślę że wygram.
Offline
Gość
Akt chrztu jest ważny 3 miesiące? to ja myślałem że wystarczy raz...
Gość
bez sensu, papier to papier po 3 miesiącach coś się w nim zmienia?
chociaż jak nie wiadomo o co chodzi to zapewne chodzi o pieniądze...
Ostatnio edytowany przez Kangaroo (2014-07-18 12:56:02)
Kangaroo napisał:
bez sensu, papier to papier po 3 miesiącach coś się w nim zmienia?
A nuż może się okazać, że zamiast 11 lipca urodziłeś się jednak 9 stycznia. I takie przetasowanie co 3 miesiące. W końcu u nas biurwokracja duża, więc i o pomyłkę łatwo A że kasa... oj tam...
Offline
Staram się i staram ale nie wykminię, jaki pracodawca wymagałby aktu chrztu. Inna część tekstu w ogóle jest pozbawiona choćby cienia sensu.
"Ja jestem ewangeliczką, on katolikiem. Ustaliliśmy, że ślub bierzemy u mnie w kościele, potem w razie czego dzieci zostaną ewangelikami, bo zgodnie doszliśmy do wniosku, że tak będzie łatwiej. Poza tym ani ja ani narzeczony nie przepadamy za wizytami w kościele."
Skoro są wierzącymi nie praktykującymi (wiem, część ludzi w ogóle czegoś takiego nie uznaje), to na 'uj im kościelny ślub? Na mega wypaśne weselicho, czy żeby skończyć jęczenie rodziny?
Offline
Ninja napisał:
Skoro są wierzącymi nie praktykującymi (wiem, część ludzi w ogóle czegoś takiego nie uznaje), to na 'uj im kościelny ślub? Na mega wypaśne weselicho, czy żeby skończyć jęczenie rodziny?
Poruszyłeś drażliwy temat Z resztą ostatnio pojawiło się kilka historii o tym na Piekielnych.
Ja na przykład jak na razie biorę kościelny, jakkolwiek szykujemy się z Lubym do (znowu) rozmowy z rodziną. Gdy poprzednio stwierdziliśmy, że chcemy tylko cywilny... cóż, awantura to rybka, gorzej, że babcia po tych nowinach wylądowała w szpitalu ze stanem przedzawałowym (jest bardzo wierząca, a ja jestem pierwszą wnuczką i to pierwszy ślub w rodzinie od 20 lat). Więc ustaliliśmy, że babcia > ślub Kolejnej takiej akcji może tak łatwo nie przeżyć (trzymaj kciuki za jej zdrowie).
Wielu niewierzących, ale zapisanych do Kościoła, bierze śluby przez rodzinę - w sumie łatwiej i zdrowiej jest odbębnić tę godzinę, skoro im i tak lata to sześćdziesiątką niżej kostek, niż przez lata wysłuchiwać pretensji od najbliższych. Był z resztą swego czasu w Polityce fajny artykuł (ostatnio tematyka ta była też poruszana w Wysokich Obcasach) na temat wpływu rodziców na psychikę dorosłego dziecka i jak często nie potrafimy się uwolnić od poczucia niższości i zależności, chęci zadowolenia rodziców i strachu przed ich dezaprobatą - to zjawisko czysto psychologiczne, tylko nikt tego nie leczy.
Są też wierzący niepraktykujący, którzy chcą, by Bóg pobłogosławił ich związek, mimo że nie czują związku z samym Kościołem katolickim albo np. nie znoszą kleru.
No i jest tzw. margines - biorą kościelny ze względu na ładne zdjęcia, wesele, spadek po cioci Rózi czy po prostu "bo co ludzie powiedzą". A to już jest blargh.
Offline
Tiszka napisał:
Poruszyłeś drażliwy temat
Bo to jest w ch*j drażliwy temat. Wystarczy tylko wspomnieć, że "się zastanawiasz" to zaraz będziesz mieć sąd nad swoją osobą, "bo jak to tak bez ślubu?!! Toż to obraza Boska!! Bezeceństwo!!" Tak to mniej więcej można streścić...
Pominę naprawdę dziwaczny fakt, że na piekielnych odnośnie ślubów zawsze jest jeden schemat- katolik + innowierca i obowiązkowy ślub kościelny. Zauważyliście, że nigdy nie było postanowienia, że para rezygnuje ze ślubu kościelnego i w USC jest jakaś wojna? Zawsze musi być kościelny, nie? Ja wiem, że to się tak wygodnie mówi siedząc przed monitorem, ale co to za dziwaczna moda?!
Branie ślubu, czyli jednej z najważniejszych decyzji w życiu pod czyjeś dyktando? Bo rodzina każe. Bo nawiedzona sąsiadka już wzywa egzorcystę. Bo co ludzie powiedzą. Bo, bo, bo... Czyli co- para po zawarciu małżeństwa też będzie taka du*odajna i ze wszystkim będzie goniła do teściów, bo przecież "oni wiedzą lepiej"? Dzieci też pewnie za nich zrobią, nie? Paranoja! Albo ten numer- osoba praktycznie w Boga nie wierzy, no ale żeby organizacja KK się nie czepiała, więc ślub kościelny będzie! Czy to nie jest czasem świętokradztwo? No i koniec, który też zawarłaś- ślub dla zabawy, wyżerki, zdjęć i góry prezentów, czyli "zesraj się, a nie daj się"- niech inni widzą, że masz gest i cię stać. Je*ać zadłużenie za tym idące. Co to ku*wa za dziwaczna tradycja?!
Sorry, że tak ostro, ale jak coś takiego widzę, to mnie po prostu ogarnia pusty śmiech...
Offline